jan0403 jan0403
180
BLOG

O dramacie, który dzieje się wciąż

jan0403 jan0403 Kultura Obserwuj notkę 0

Wracając do literatury polskiego romantyzmu, zacznę od wspomnienia. Pamiętam doskonale swoją licealną polonistkę, szanowaną Panią Profesor, dzisiaj niestety nieżyjącą, w moich szkolnych latach już emerytowaną, na moje jednak szczęście mającą jeszcze parę lekcji. Otóż chcę powiedzieć, że ta niezwykła osoba, pamiętająca czasy sprzed drugiej wojny światowej, w nieprawdopodobnie wielkim stopniu ukształtowała moje spojrzenie na literaturę. Wśród wielu jej stwierdzeń było i takie, może nie nazbyt oryginalne, że trzeci z naszych romantycznych wieszczów, Zygmunt Krasiński, talentem poetyckim nie dorównywał Mickiewiczowi i Słowackiemu. Jeśli przyjąć za kryterium siłę poetyckiego wyrazu, piękno poetyckiego słowa, to trudno z tym się nie zgodzić. Jeśli jednak wziąć pod uwagę siłę intelektu i siłę ducha, to trzeba zauważyć, i tu już ośmielam się pójść własną drogą, że hrabia z Opinogóry co najmniej dorównał swoim wielkim rodakom. Dotyczy to zaś przede wszystkim jego dramatów, a w szczególności arcydramatu, jakim jest „Nie-Boska komedia”.

Ponieważ z racji swojego zawodu często spoglądam na literaturę z perspektywy szkolnych programów, muszę pozwolić sobie na jeszcze jedną refleksję. A jest to smutna refleksja, „Nie-Boską komedię” bowiem coraz bardziej usuwa się z świadomości ucznia polskiej szkoły. Ja oczywiście rozumiem, że nie sposób na lekcjach języka polskiego omówić wszystkich istotnych dzieł, nie ośmielam się też tworzyć hierarchii naszych romantycznych dramatów, nie zamierzam także kwestionować pozycji Mickiewiczowskich „Dziadów”. Zastanawiam się jednak, a jest to takie zupełnie osobiste rozmyślanie, dlaczego chętniej sięga się po „Kordiana” niż po utwór Krasińskiego. Czy chodzi tylko o zachowanie równowagi między Mickiewiczem a Słowackim? Cóż bowiem znajdujemy w dramacie Słowackiego, poza oczywiście niezaprzeczalnym pięknem słowa i mistrzowską konstrukcją? Znajdujemy bohatera, który ma wzruszać, ma porywać, który wraz z Konradem stał się symbolem szlachetnej, romantycznej postawy. Tymczasem widzimy egzaltowanego nieco młodego panicza, niepotrafiącego znaleźć czegokolwiek, na czym można by budować życie, następnie strzelającego sobie w głowę, zresztą nieskutecznie, potem podróżującego po Europie, prowadzącego dosyć cyniczną grę z kobietą, ponoć dla odkrycia prawdy, a w rzeczywistości chyba z nudów, a na koniec próbującego, też zresztą nieskutecznie, wbrew wszelkiej logice i głosom rozsądku zamordować cara, dla dobra ojczyzny oczywiście. Powie ktoś, że upraszczam, że przecież Słowacki swego bohatera nie gloryfikuje, że dokonuje inteligentnej oceny, że rozlicza pokolenie, a poza tym pokazuje szlachetność i ofiarność jako cechy pożądane. Ależ to prawda, ja też nie zamierzam deprecjonować „Kordiana” ani odmawiać geniuszu komuś, kto wbrew różnym prześmiewcom geniuszem był. Chodzi mi tylko o współczesną percepcję i przydatność. Tej ostatniej zresztą wcale nie przeczę. Niech znajdzie się miejsce w naszej świadomości dla tego dramatu. Ale nie kosztem „Nie-Boskiej komedii”. Ta bowiem porusza problemy o wiele ważniejsze, ta bowiem może posłużyć jako narzędzie do opisywania świata, i to świata współczesnego.

Z jakimiż to zatem problemami, stanowiącymi o uniwersalnym charakterze dzieła, mierzy się dramat Krasińskiego? W pierwszych dwóch częściach, zwanych zwykle „dramatem rodzinnym”, pojawia się zagadnienie relacji piękna i dobra. To ciągle stawiane pytanie o granice piękna, to ciągle wyczuwane napięcie między pokusą kreowania świata a jego rzeczywistymi i obiektywnymi fundamentami. Wydawałoby się, że to rzecz dotycząca wąskiej sfery życia, ale przecież dziś, kiedy mamy do czynienia z jednej strony z pauperyzacją sztuki, a z drugiej – paradoksalnie – z jej sublimacją, cała rzesza samozwańczych demiurgów, zarówno tych profesjonalnych, jak i tych domorosłych próbuje kształtować świadomość większych czy mniejszych grup. Co to ma wspólnego z dramatem Krasińskiego, skoro ten pisze o poezji, i to poezji wysokiej, romantycznej, w epoce kształtującej innego ducha? To prawda, pokusa jednak i siła pozostają wciąż te same. Oto co o poezji pisze Krasiński już na samym początku swojego dramatu:

Gwiazdy wokoło twojej głowy – pod twoimi nogi fale morza – na falach morza tęcza przed tobą pędzi i rozdziela mgły – co ujrzysz, jest twoim – brzegi, miasta i ludzie tobie się przynależą – niebo jest twoim – chwale twojej niby nic nie zrówna. –

Kuszące, prawda? Poczucie dumy i piękno. Tylko czy na pewno piękno? A może jedynie złudzenie piękna? Nieco dalej czytamy o poecie, a właściwie szerzej, o artyście – kreatorze:

Przez ciebie płynie strumień piękności, ale ty nie jesteś pięknością. – Biada ci – biada! – Dziecię, co płacze na łonie mamki – kwiat polny, co nie wie o woniach swoich, więcej ma zasługi przed Panem od ciebie. –

Dotykamy tu kwestii zasadniczej, pytania o istotę piękna. Czy możliwe jest piękno, które sobą nie zaraża, które, oddziaływając, nie ogarnia? Odpowiedzią jest życie hrabiego Henryka, odpowiedzią dynamiczną, bo rozwijającą się w czasie. W scenie weselnej widzimy dwa przeciwstawne sposoby pojmowania życia. Oto Henryk, poeta, kreator, mówi do swojej żony:

Jakżeś mi piękna w osłabieniu swoim – w nieładzie kwiaty i perły na włosach twoich – płoniesz ze wstydu i znużenia – o, wiecznie, wiecznie będziesz pieśnią moją. –

Ona odpowiada na to tak:

Będę wierną żoną tobie, jako matka mówiła, jako serce mówi.

Porównanie pozornie wypada na korzyść hrabiego i jego, zdawałoby się, porywających słów. W słowach tych jednak można odczuć fałsz, ponieważ hrabia zamiast żyć prawdziwym życiem, będzie to życie kreował. Pojawia się natychmiast pytanie, co jest tym prawdziwym życiem. Odpowiedź tkwi w słowach żony. Wiara, tradycja, rodzina to fundamenty, na których należy budować, fundamenty, których nie można naruszać, aby nie popaść w fałsz. Jest zatem granica, poza którą kreacja nie może wyjść. Dowodem na to stał się los hrabiego. Nie będę tu opowiadał o jego niezwykłej pogoni za Duchem Złym przemienionym w Dziewicę, bo to raczej kwestia stylistyki epoki. Ja pragnę jedynie zwrócić uwagę na konsekwencje. A konsekwencje to klęska bohatera, ale też naruszenie harmonii świata, na razie tylko mikrokosmosu, rodziny, z zagrożeniem jednak dla obszarów szerszych. Żona hrabiego popada w obłęd, a potem umiera, syn natomiast powoli traci wzrok, no i sam staje się poetą. Niezwykle wzruszająca jest jego modlitwa nad grobem matki:

Zdrowaś Panno Maryjo, łaskiś Bożej pełna, Królowa niebios, Pani wszystkiego, co kwitnie na ziemi, po polach, nad strumieniami (…) błogosławionaś między Aniołami, i każdy z nich, kiedy przechodzisz, tęczę jedną z skrzydeł swych wydziera i rzuca pod stopy Twoje. – Ty na nich, jak gdyby na falach…

Ta urocza parafraza Pozdrowienia Anielskiego budzi jednak przerażenie Henryka. Mówi do syna:

Wstań, taka modlitwa nie idzie do Boga. –

Ale dlaczego?! Dlatego że hrabia wie i zrozumiał. Jego syn skażony został poezją, bo harmonia została naruszona, bo zło popełnione przez niego samego nie mogło pozostać obojętnym dla świata zewnętrznego. Zniszczono fundamenty, ponieważ nie można odrywać piękna od dobra i prawdy. Poszukiwania estetyczne nie powinny zatem pozostać nieograniczonymi, grozi to bowiem relatywizacją wartości, i to na dodatek tych wartości, które są naturalnym podłożem życia człowieka. I tutaj widzę związek z tym, co dzieje się w kolejnych dwóch częściach dramatu Krasińskiego.

A kolejne dwie części dramatu to obraz rewolucji, a więc znowu niszczenia fundamentów, burzenia harmonii, i to już w skali całego niemal Kosmosu. Sugeruje  się czasem stosowanie heglowskiej dialektyki do interpretacji tego wątku „Nie-Boskiej komedii”. Myślę jednak, że to błędny trop. Świat zniszczony przez rewolucję, świat odarty z wartości nie może być żadną syntezą. Kiedy Henryk mówi o Bianchettim, rewolucyjnym generale: „Radzę wam, go zabijcie, bo tak się poczyna każda Arystokracja”, myli się. Na fali rewolucji nie wytworzy się żadna arystokracja, żadna elita, a do władzy dojdzie grupa szalbierzy, umiejąca wykorzystać zamęt. Świat rewolucji nie ma punktów stycznych z światem prawdziwych wartości. Do interpretacji dzieła Krasińskiego bardziej nadawałoby się dzieło dwudziestowiecznego klasyka, Plinia Correi de Oliveiry, „Rewolucja i kontrrewolucja”, które pokazuje odmienną dialektykę dziejów, mianowicie nieustanne ścieranie się dwóch żywiołów, rewolucji i kontrrewolucji właśnie. To dwa odmienne światy, kontrrewolucja jest bowiem światem stabilnym, uporządkowanym, o ukształtowanej aksjologii, podczas gdy rewolucja wprowadza chaos, moralny relatywizm oraz zniszczenie cywilizacyjnych dokonań człowieka. Tak to wygląda w „Nie-Boskiej komedii”, tak to wygląda w rzeczywistości. Krasiński jednak przedstawia wizję ponurą, ponieważ w jego świecie kontrrewolucji nie ma już kto przeprowadzić. Arystokracja jest bowiem warstwą zdegenerowaną, od dawna nie spełniającą swojej funkcji, skazaną na zagładę, hrabia Henryk jest wypalony moralnie, a ponadto osamotniony, więc zdolny jedynie do desperackiego samobójczego czynu, a lud zmanipulowany, przesiąknięty żądzą odwetu. Czyż to nie przestroga, czyż tak w historii nie było, czy tak nie wyglądała Francja przed swoją rewolucją, a Rosja przed swoją, czy wreszcie nie można dostrzec analogii w świecie współczesnym? Jedno tylko pozostaje pocieszenie: zwycięski Pankracy ponosi klęskę, pokonany przez Światło Chrystusa. Prorocze okazują się słowa Henryka wypowiedziane do wodza rewolucji:

Widziałem ten krzyż, bluźnierco, w starym, starym Rzymie – u stóp Jego leżały gruzy potężniejszych sił niż twoje – sto bogów, twemu podobnych, walało się w pyle, głowy skaleczonej podnieść nie śmiało ku Niemu – a On stał na wysokościach, święte ramiona wyciągał na wschód i na zachód, czoło święte maczał w promieniach słońca – znać było, że jest Panem świata. –

Niech ta nadzieja wybrzmi na końcu. Warto czytać Krasińskiego w kontekście realnego, otaczającego nas świata, warto dostrzegać jego uniwersalizm. „Nie-Boska komedia” wielkim dziełem jest, bo… po prostu jest.

jan0403
O mnie jan0403

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura