jan0403 jan0403
209
BLOG

Świętość nie jest nudna

jan0403 jan0403 Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2


W towarzyskiej rozmowie usłyszałem kiedyś, że największym zagrożeniem dla nas są święci, bo zasłaniają świat, nie pozwalają się nim cieszyć, każą szukać ascezy. Wpatrując się w żywoty świętych, nie odnajdziemy radości poranka, nie usłyszymy budzącego nas ze snu ptaka, nie odczujemy rozkoszy przenikającego nasze ciało słonecznego promienia. Z wypowiedzi tej należało wyciągnąć wniosek, że święty to taka z jednej strony nudna, a z drugiej zawistna natura. Zawistna, bo oddziela drugiego od tego, czego sama nie potrafi osiągnąć.


Przypominam sobie tę rozmowę, a właściwie jej fragment, ilekroć próbuję zajrzeć w historię jednego z wielu świętych Kościoła. I dochodzę wciąż na nowo do ciągle tego samego odkrycia: świętość nie jest nudna, świętość nie oddziela od świata, a wręcz przeciwnie, zespala z nim. A ciągłe odkrywanie tego samego wcale nie jest monotonne, a to z tej prostej przyczyny, że życie człowieka nie jest abstrakcyjnym pojęciem, którym można by wypełniać równie abstrakcyjne teorie. Życie człowieka, więc również świętego, jest empirycznie mierzalnym konkretem. Skarbnicą przykładów jest Biblia,  a przede wszystkim zapisana w niej historia Jezusa Chrystusa, Boga, który stał się człowiekiem. Chrystus wzrastał przecież w konkretnej rodzinie, spotykał ludzi o najprzeróżniejszych charakterach, ludzi próbujących rozwiązywać konkretne życiowe problemy. Najważniejsze jest jednak to, że Chrystusowy krzyż był dosłowny, boleśnie konkretny, podobnie jak dosłowna i konkretna była chwała Pańskiego Zmartwychwstania. To nie żadna metafora ani mglista teoria. To rzeczywistość.


Nie o Ewangelii jednak chcę tutaj pisać, a o książce, która wpadła mi w ręce. Chodzi o powieść Nie złożę ofiary cesarzowi. Przyznam szczerze, ani sama powieść, ani jej autorka, Consilia Maria Lakotta, nie były mi wcześniej znane. Książka zrobiła na mnie wrażenie, chociaż jej początkowe fragmenty nie nastroiły mnie optymistycznie. To jednak dosyć osobisty punkt widzenia, po prostu nie przepadam za narracją bardzo oszczędną, rysującą świat kilkoma zaledwie kreskami, tworzoną językiem prostym, bez tych wszystkich subtelności, bez zaskakujących nieraz rozwiązań składniowych, bez odkrywczej frazeologii. Lubię za to narrację gęstą, dającą świat dotykalny, lepki wręcz, pełen szczegółów. Taką narrację, jaką znajdujemy u Sienkiewicza, Reymonta czy, żeby uderzać nie tylko w rejestry górne i chmurne, u popularnego ostatnimi czasy Sapkowskiego. W powieści Marii Lakotty tego nie ma. Jest za to coś innego, piękna kreacja postaci, bohaterów z jednej strony mocno osadzonych w twardej rzeczywistości, a z drugiej – żyjących w świecie wyznawanych przez siebie ideałów. I na nich chciałbym się zatrzymać.


Ponieważ miało być o świętych, to od świętego zacznę. Główną postacią powieści jest bowiem św. Wiktor z Xanten. Nie wszystko wiemy o tym świętym, jak to zwykle bywa z postaciami sprzed przeszło tysiąclecia, więc zajmę się wyłącznie jego wizerunkiem literackim, tym bardziej, że wygląda on na bardzo wiarygodny. Przede wszystkim trzeba mi jednak wrócić do wcześniejszego stwierdzenia, że święci żyli w konkretnym czasie wśród konkretnych ludzi, zajmowali się konkretnymi sprawami, brali udział w konkretnych wydarzeniach. A co najważniejsze chłonęli piękno tego świata, a jednocześnie je współtworzyli. Św. Wiktor był rzymskim żołnierzem, oficerem kohorty w służbie Juliana Apostaty. Właśnie, chrześcijanin i cesarski oficer – te dwa fakty zdeterminowały dramatyczne życie Wiktora. Wiara w Chrystusa, wierność Jego przykazaniom nie oderwały go od życia, ciężkiego, a jednocześnie pełnego smaku. Nie przeszkodziły mu być dobrym oficerem, nie przeszkodziły zyskać szacunku samego Juliana, chociaż później dojdzie do wydarzeń gwałtownych. Autorka niezwykle przekonująco pokazuje, jak religia kształtuje moralny fundament, na którym bohater buduje swój autorytet, swoją rzetelność i, jak byśmy dziś powiedzieli, swój profesjonalizm. To wielce ciekawe oglądać coś tak rzadko niestety spotykanego, jak uczciwość buduje pozycję bohatera. Pozycję chrześcijanina, dowódcy chrześcijańskiej kohorty, w niechrześcijańskim otoczeniu. Jest to bowiem czas, kiedy uznane przez Konstantyna Wielkiego chrześcijaństwo traci na krótko jeszcze swoje pozycje za panowania Juliana Apostaty, jak mówią historycy, ostatniego niechrześcijańskiego cesarza rzymskiego. Istotna jest jednak nie pozycja, bo tę bohater wkrótce utraci, ale jego umiejętność zakosztowania pełni życia. Taką umiejętność daje tylko wiara w Chrystusa, bo do ogarnięcia pełni życia potrzebne jest zwrócenie się ku Prawdzie absolutnej. Dlatego Wiktor odczuwa radość pełnionej służby, radość przyjaźni, radość wzajemnego zaufania, radość rodzącej się miłości do pięknej dziewczyny. Ta radość nie znika wówczas nawet, kiedy los się odwraca, kiedy życiowe drogi wiodą ku klęsce, kiedy ograniczona zostanie życiowa przestrzeń, a żołnierski los zrównany zostanie niemal z losem niewolnika. Przyjaźń i miłość, proste warunki życia, piękno natury staną się gwarantem tej radości. A przede wszystkim Jezus Chrystus. Świętość bowiem nie zasłania życia, nie odziera z radości, nie pozbawia piękna. Przeciwnie. Wiktor do końca zostanie Wiktorem, znaczy Zwycięzcą.


Sylwetka św. Wiktora to niezaprzeczalna wartość powieści Marii Lakotty. Ale nie jedyna. Jest jeszcze co najmniej kilka, ale ja chciałbym zwrócić uwagę na jedną spośród nich, na obraz krótkich rządów Juliana Apostaty. I nie chodzi o ocenę tych rządów, ale o pokazanie pewnego mechanizmu, który jest aktualny po dzień dzisiejszy. Chodzi o mechanizm neopogański, który pozwala walczyć z chrześcijaństwem w sposób dający pozór wytwornej, szlachetnej nawet elegancji. Julian Apostata był niewątpliwie człowiekiem nieprzeciętnym. Oczytany, wykształcony, a jednocześnie obdarzony geniuszem wojskowym, skoro potrafi odnosić zwycięstwa bez wcześniejszego wojennego doświadczenia. To typ władcy oświeconego. Takim chce być, takim stara się być, choć jego władza nie trwa długo. Jego odejście od chrześcijaństwa i powrót do wierzeń helleńskich ma mieć pozór decyzji estetycznej, a zarazem intelektualnej. Nieważne, że żadne racjonalne względy nie dają szans obrony politeistycznej greckiej religii, ma ona być tylko pretekstem renesansu hellenistycznej kultury, greckiej filozofii, greckiego sposobu myślenia. Nieważne, że chrześcijaństwo nie zanegowało wartościowych dokonań greckiego świata, można bowiem było przystąpić do walki z chrześcijaństwem. I niepotrzebna była tym razem arena, niepotrzebne były krwawe prześladowania. Można było walczyć w imię tolerancji, w imię zreformowanego systemu zarządzania państwem. A wszystko pod pretekstem oddawania pogańskiemu kultowi tego, co mu zabrano:


(…) Natomiast kilka tygodni później przychodzi kolejne zarządzenie z góry: chrześcijanie mają co do grosza oddać poganom wszystko, co kiedyś zostało im zabrane!


Teraz do akcji wkraczają poganie w innych prowincjach. Zamieszki w Syrii, Fenicji, Gazie, Heliopolis i Aretuzie. Wszędzie rozboje  i krwawe akty przemocy! Plądrowanie kościołów, znęcanie się nad kapłanami, hańbienie dziewic i bezczeszczenie chrześcijańskich naczyń liturgicznych!


Wreszcie cios najcelniejszy: ograniczenie bądź nawet pozbawienie Kościoła przywileju nauczania w szkołach lub na uczelniach. Podcięcie samych korzeni. A wszystko w imię tolerancji, zrównania praw, ogłady i mądrości. Dlatego dzisiaj po wielu wiekach apologeci Juliana mogą mówić, że nie walczył on przecież z chrześcijaństwem, a wrócił tylko prawa innym religiom. Nijak się ma to jednak do prawdy. Skąd bowiem wzięli się w jego czasach chrześcijańscy męczennicy, których szczątki znaleziono chociażby w Xanten?


Przekonałem się do tej książki. Warto ją przeczytać, pokazuje bowiem wartości niezmienne, daje przesłanie współczesnemu czytelnikowi. Daje również paradoksalnie obraz dzisiejszych czasów, pokazując metody działania oświeconego, niewątpliwie inteligentnego władcy, metody, które są ciągle doskonalone, które po dzień dzisiejszy są stosowane w naszej cudownej, cywilizowanej Europie, stosowane niestety do niszczenia naszych kulturowych fundamentów. A jedynym skutecznym narzędziem obrony jest świętość, bo ostatecznie zawsze zwycięża Chrystus.


jan0403
O mnie jan0403

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo