jan0403 jan0403
164
BLOG

Wspaniały świat – nowy, a wciąż ten sam

jan0403 jan0403 Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0


Kiedy system niewolniczy osiąga doskonałość? Czy można łączyć ze sobą te dwa wyrazy – nacechowane przeciwnie? Zapewne nie, jeśli uświadomimy sobie wszystkie obrazy, które tradycyjnie kojarzą się z niewolnictwem. Ludzie zakuci w kajdany prowadzeni na targ, smagani batem, padający na kolana przed swoim właścicielem. Takie obrazy, bez względu na to, czy opisują rzeczywistość, czy są projekcją pewnych wyobrażeń, nie pozwalają oczywiście użyć słowa „doskonały”. Pytanie postawione na wstępie nie jest jednak pozbawione sensu. Niewolnictwo osiąga bowiem swoją doskonałość wtedy, kiedy niewolnik staje się w swoim mniemaniu człowiekiem szczęśliwym, kiedy niewolnik jest przekonany, że żyje na najwspanialszym z możliwych światów. Nie jest to oczywiście żadna odkrywcza teza. O czymś takim pisał Aldous Huxley w swoim Nowym, wspaniałym świecie.


Czytając dzisiaj tę należącą do klasyki książkę, można z pobłażaniem uśmiechnąć się, zważywszy pewną naiwność wykreowanej tam rzeczywistości, wizji nauki, rozwiązań społecznych czy wreszcie ludzkiej mentalności. Tak to przynajmniej wygląda z naszej perspektywy, mamy wszak do czynienia z powieścią napisaną przed drugą wojną światową. Mimo to można też z dużym niepokojem zauważyć, jak ten świat w wielu punktach jest styczny z naszym światem.


Przyjrzyjmy się niektórym rozwiązaniom opisanym przez Huxleya. Wszystkie one zmierzają do jednego: stworzyć dobrego, doskonałego wręcz niewolnika. Przede wszystkim trzeba go odpowiednio uwarunkować. W świecie Huxleya odbywa się to na poziomie hodowli, z wykorzystaniem wiedzy genetycznej. Można by wprawdzie w tym momencie potraktować książkę A. Huxleya jako powieść science fiction i zabawić się w porównywanie Huxleyowskiej wizji ze stanem współczesnej nauki, mnie jednak interesuje coś innego, mianowicie aktualność pewnej zasady. A ta pozostaje niezmienna: stworzyć człowieka użytecznego, sprawnie funkcjonujący trybik maszyny. I to działa po dzień dzisiejszy. Eugenika ma się bardzo dobrze, dysponując ciągle doskonalonymi metodami, takimi jak aborcja, in vitro, eksperymenty genetyczne. Zmierza to wszystko do procesu hodowli człowieka, w imię postępu, prawa człowieka do szczęścia – tak jak u Huxleya. Za tym idą działania zmierzające do niszczenia rodziny. W Nowym, wspaniałym świecie jej już nie ma, zlikwidowano żyworództwo, słowo „matka” stało się słowem wstydliwym, a słowo „ojciec” słowem kompromitującym. Dzisiaj w imię wolności, tolerancji, praw człowieka prowadzi się działania mające na celu demontaż rodziny. Do czego bowiem zmierzają próby przedefiniowania małżeństwa, wtłoczenia w system prawny wszelkich związków nieformalnych, w tym homoseksualnych? Do czego zmierzają wszelkie procedury umożliwiające coraz ściślejszą kontrolę państwa nad rodziną, umożliwiające odbieranie dzieci, przejmowanie przez państwo funkcji wychowawczej. Wszystko oczywiście dla dobra dzieci, przeciwdziałania przemocy, generalnie dla szczęścia człowieka. Pamiętajmy bowiem, zasada działa jedynie wówczas, gdy ludzie uwierzą, że to dla ich dobra. Wtedy otrzymujemy produkt doskonały: niewolnika przekonanego o doskonałości systemu.


Jak jednak osiągnąć to, aby człowiek dał się przekonać? Aby uwierzył? Aby funkcjonował tak, jak wymaga tego system? Huxley podaje rozwiązanie. Wydaje mi się, że kluczową sceną do interpretacji utworu jest rozmowa Zarządcy Świata z Dzikusem. Dowiadujemy się z niej, że należy zrobić dwie rzeczy: wyeliminować religię i poddać ścisłej kontroli dostęp do nauki. Najpierw religia. Tę trzeba tępić bezwzględnie, bo religia daje wolność, daje świadomość świata transcendentnego, który, z natury będąc nieskończonym, nie mieści się w systemie. Religia ponadto daje świadomość niezmiennych wartości, stanowiących fundament ludzkiej godności. I co najważniejsze, religia (nie każda) daje świadomość absolutnej Prawdy i osobowego Boga. Powstaje więc świadomość istnienia autorytetu poza systemem. W Huxleyowskiej Republice Świata już sobie z tym poradzono, religia zachowała się jedynie w Rezerwacie, i to w dosyć prymitywnej formie mieszającej pojęcia różnych systemów religijnych. W sejfie Zarządcy można jednak znaleźć zarówno Biblię, jak i inne książki religijne, a Mustafa Mond twierdzi, że Bóg prawdopodobnie istnieje. Wiedzę o Bogu trzyma jednak w tajemnicy, bo zdaje sobie sprawę, że świadomość, iż wszyscy ludzie są własnością Boga, paradoksalnie przywraca wolność, bo otwiera człowieka na nieskończoność. A dzisiaj, w świecie realnym? Jesteśmy świadkami niszczenia religii, w szczególności religii chrześcijańskiej, wściekłych ataków na Kościół Katolicki. Prób niszczenia jego struktury, podkopywania autorytetu, tworzenia mitów fałszujących i zohydzających jego obraz, podsuwania wzorców kontrkulturowych, relatywizacji wartości. A wszystko dlatego, że Kościół jest depozytariuszem Prawdy, a człowieka przyjmującego Prawdę można wprawdzie zakuć w kajdany, ale nie uczyni się z niego niewolnika w takim znaczeniu, o jakim tu mówimy, niewolnika akceptującego swoje zniewolenie bądź tego zniewolenia niezauważającego.


Podobnie ma się rzecz z wiedzą i nauką. Wiedza bowiem daje pojęcie o świecie, pozwala rozumieć ten świat i zachodzące w nim procesy, a w konsekwencji również pojmować własną pozycję w tym świecie. Nauka więc jest drogą do wolności. Zarządca mówi:


Pragnę prawdy. Lubię naukę. Ale prawda jest groźna, a nauka stanowi zagrożenie publiczne. Równie niebezpieczna jak zbawienna. Dzięki niej mamy najbardziej stabilną równowagę w dziejach. (…) Nie możemy jej jednak pozwolić, by popsuła własne dobre dzieło. Dlatego tak uważnie wyznaczamy granice badaniom (…). Pozwalamy nauce zajmować się tylko najbardziej aktualnymi problemami bieżącymi. Do wszystkich innych badań jak najusilniej zniechęcamy.


Dzisiaj dzieje się to w sposób bardziej wyrafinowany. Nauka zawsze była dziedziną elitarną, wszak tylko stosunkowo wąska grupa ludzi jest w stanie wnieść twórczy wkład w jej rozwój. Inaczej jednak ma się sprawa z dostępem do rezultatów tej nauki, czyli z tym, co nazywamy wiedzą. Ta bowiem może mieć już szerszy zasięg, przynajmniej w takim zakresie, który pozwala lepiej rozumieć świat. A to już kwestia edukacji, ta zaś coraz częściej kładzie nacisk na wykształcenie konkretnych umiejętności, w znacznej mierze kosztem wiedzy ogólnej. Niewolnik doskonały powinien bowiem być świetnym fachowcem, sprawnie poruszającym się w zakreślonej dla niego przestrzeni. Wiedza ogólna natomiast niebezpiecznie poszerzyłaby tę przestrzeń. Człowiek w miarę zdobywania wiedzy ogólnej coraz lepiej orientuje się w świecie, a poza tym inaczej zaczyna definiować sens swojego życia, zaczyna rozumieć, że jego życie nie podlega ograniczeniom wyznaczonym przez horyzont codziennych powinności i przyjemności. Poza tym horyzontem jest bowiem realnie istniejący świat, swoją harmonią wskazujący na Stwórcę. A człowiek? Człowiek staje się wolny. A na to nie można pozwolić.


Współczesnego człowieka nie tak łatwo jednak zniewolić, to znaczy nie tak łatwo uczynić to w sposób elegancki, taki, który znajdzie poklask świata. Można ludzi oczywiście trzymać pod batem czy lufą karabinu, dręczyć głodem, zamykać w obozach pracy czy dręczyć w jakikolwiek inny sposób, ale jak uczy historia, taki system wkrótce staje się niewydolny, a jego beneficjentów spotyka osąd nie tylko owej historii, lecz także tych, którzy przychodzą później. Trzeba więc człowieka niewolić w wyrafinowany sposób, najlepiej taki, który spowoduje, że człowiek sam zapragnie stanu niewoli. Jak? Prosto. Trzeba dać cukierka, trzeba dostarczyć przyjemności. W powieści Huxleya są to pastylki somy, umożliwiające oderwanie się od rzeczywistości, są to także nieograniczone praktycznie możliwości podróżowania, nieograniczone możliwości uprawiania sportu, ale przede wszystkim całkowita swoboda seksualna, w myśl zasady, że każdy jest dla każdego. Zaspokoić zmysły, oto co trzeba zrobić, żeby człowiek wydajnie pracował, nie zastanawiał się nad swoją pozycją, żeby pragnął świata tak ukształtowanego jak ten, w którym żyje. Linda zagubiona w rezerwacie przeżywa przecież życiową tragedię, a wydawałoby się niepokorny Bernard Marks, szukający niezależności, pada na kolana przed zarządcą w obliczu zesłania. Tak to działa. A w naszej rzeczywistości jest inaczej? Hedonizm staje się metodą obowiązującą w świecie postępu, staje się nową religią, której dogmatem staje się zasada: „Nie czerpiesz z życia przyjemności, nie bawisz się, nie używasz, więc nie żyjesz”. Niczym nieskrępowana swoboda seksualna, nastawienie na konsumpcję, zaspokajanie wyłącznie własnych potrzeb – to ma być nagrodą za użyteczność i podporządkowanie. To proponuje świat postępu, świat mozolnie tworzony od doby renesansu, świat budowany na iluzji oświecenia, świat, który mówi człowiekowi, że jest wszystkim, a czyni go nikim, nowy, wspaniały świat.


Pozostaje jeszcze jedna kwestia. Świat? Jak to tak? Świat zniewala sam z siebie? To niemożliwe. To w takim razie ludzie? Ale jacy ludzie? Jedni zniewalają, a inni są zniewalani? Niby tak, ale jakie jest źródło tego podziału? Nie udzielę precyzyjnej odpowiedzi na te wszystkie pytania, nie rozwiążę tego problemu, ponieważ przerasta to ramy tej notki. Mogę jedynie stwierdzić, że nie chodzi tu o żadne głęboko zakonspirowane stowarzyszenia, o żadne tajemnicze moce rządzące światem. Poszukajmy jeszcze trochę u Huxleya. Znajdujemy tam dwie rzeczy potrzebne do naświetlenia tego zagadnienia. Po pierwsze, patronem Republiki Świata był Ford. Tak, tak, ten sam, twórca samochodowego koncernu, twórca finansowego imperium, podziwiany przez największych współczesnych mu dyktatorów. Po drugie, jedną z naczelnych zasad Huxleyowskiego świata był konsumpcjonizm, niczego nie oszczędzać, nie naprawiać, a kupować nowe, bo to rozkręca koniunkturę. Ten świat to przede wszystkim wielki biznes, ten świat musi się opłacać, przynosić wielkie zyski. Dla wszystkich? Nie, bo przecież Zarządca Świata nie stoi po tej samej stronie co inni, on nie musi przestrzegać praw, jak sam o sobie powiada, bo sam je tworzy. A dziś? Czy uczestnicy wszelkiego rodzaju happeningów na rzecz postępu, czarnych protestów, parad równości, miłośnicy tolerancji i praw człowieka, przede wszystkim tych związanych ze swobodą seksualną, mają świadomość faktu, że są tylko narzędziami służącymi do budowania zniewalającego ich samych imperium? Czy są świadomi zarażenia paraliżującą chorobą, jaką jest mentalność niewolnika?


Można by na tym zakończyć, ja jednak wolę optymistyczne epilogi. Dlatego napiszę jeszcze, że wizja Huxleya nie do końca na szczęście się sprawdza, bo ostateczne zwycięstwo nie będzie udziałem nowego, wspaniałego świata. Rzeczywistością i Prawdą jest bowiem Bóg, który stworzył człowieka i nadał mu godność opartą na wolności. W oczach Boga nie jesteśmy niewolnikami, mimo że należymy do Niego. Bóg jest dla nas rękojmią, w ostateczności to Boży porządek zwycięży.


jan0403
O mnie jan0403

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo